Dawno mnie nie było. Jakoś.. nie wiem. Chyba nie miałam weny do pisania.
Kumpel namówił mnie na serial i teraz praktycznie nie robię nic innego, poza oglądaniem "That '70s Show".
Ostatnio coraz częściej myślę o tańcu. Strasznie mi tego brakuje. Frustracji, gdy coś nie wychodziło i dumy, gdy w końcu było tak, jak chciałam.
Oczywiście tańczę, co prawda grupowy aerobik taneczny, ale sprawia mi to prawie równie wielką przyjemność. Poszerzanie granic możliwości własnego ciała przynosi satysfakcję, a wysiłek fizyczny wywołujący drżenie mięśni daje maksimum radości.
Ale co z towarzyskim? Za nim tęsknię. Porzuciłam lekcje przez brak partnera. Tańczyłam tak przez rok i gdy miałam zatańczyć z kimś - nie potrafiłam. Bo nauczyłam się tańczyć sama. Nie umiałam dać się prowadzić. W dodatku zlikwidowali moją grupę. Wszyscy się wycofali. Także jeszcze więcej przeszkód.
Tak, czuję pustkę. Ogromną pustkę, bo straciłam coś, na czym mi zależało. Nie mogę sobie pozwolić na zajęcia w innym mieście - ze względów zarówno czasowych jak i finansowych. A Tutaj, również za dużo nie zdziałam. Namiastka czegoś jest chyba nawet jeszcze gorsza od całkowitego braku - a tak wygląda taniec towarzyski bez partnera.
Dlatego właśnie całą energię wkładam w aerobik taneczny (przez co muszę jeść bardzo dużo kisielu, żeby nie mieć zakwasów - byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale, o dziwo, naprawdę działa! W dodatku kisiel jest dobry, więc same plusy). A jednak nadal czuję, że starczyłoby mi jej na towarzyski. Nawet na standard. W zeszłym roku miałam taką możliwość...
Ale zrobiłam szpagat. Pełny. Gdy już prawie straciłam nadzieję. Więc nie jest tak źle...
A towarzyski będę znów trenować. Kiedyś. W końcu będę miała całość, a nie namiastkę. Prawda?
Kolejny etap zawodów w aerobiku za tydzień. Chyba się boję.
Cheap Trick - In The Street